Do naszej redakcji dotarł interesujący list i zdjęcia. To co napisał czytelnik zaprzecza obiegowym stwierdzeniom, że nie „opłaca się” odmawiać przyjmowania mandatów i szukania sprawiedliwości w sądach. Poniżej list. Nasza redakcja nie ingerowała w jego treść.
Droga redakcjo. Zauważyłem, że w waszym portalu (gratulacje, dobra robota) poruszacie nie tylko tematykę stricte samochodową, ale również interesujecie się szeroko pojętą motoryzacją. Także bezpieczeństwem na drodze i działaniami prewencyjnymi policji. O tej ostatniej chciałem wam coś napisać
Otóż na początku tego roku zostałem zatrzymany przez policjanta, który mierzył laserowym radarem prędkość. Nie ja ją przekroczyłem, znałem to miejsce, wiedziałem, że tam „polują”, widziałem go z daleka, a kierowca, który mnie właśnie wyprzedzał. Ale zostaliśmy zatrzymani obaj.
Delikwentem, który jechał za szybko (ja miałem na liczniku jakieś 52 km/h, on jechał zdecydowanie szybciej) zajmowała się policjantka. Do mnie podszedł funkcjonariusz płci męskiej - to on „laserem” mierzył prędkość – i zapytał: „czy pan wie, za co został pan zatrzymany”? Dalibóg nie wiem – odpowiedziałem, i w tym samym momencie zauważyłem, że zapomniałem zapiąć pasów. Tak, już wiem. Pasy.
„Nie tylko pasy” – panie kierowco – odparł policjant. „Trzymał pan również w ręku telefon”- odparł. Na nic zdał się mój protest. Nie rozmawiałem przez telefon, nie trzymałem go w ręku, leżał sobie spokojnie na siedzeniu pasażera. Do pasów się przyznaje, to oczywiste. Ale telefon? Nie, nie trzymałem go. Zresztą jakim cudem miał ów policjant widzieć czy używałem telefonu. „Namierzał” innego kierowcę. Ja dojechałem do miejsca kontroli kilkanaście sekund później.
Dalsza dyskusja nie miała sensu. Policjant zaproponował 600 złotych mandatu i 17 punktów karnych - 5 za pasy, 12 za telefon.
Gdy padło rutynowe pytanie „czy przyjmuje pan mandat”, odparłem, że oczywiście nie. Zatem sprawa trafi do sądu.
Kilka dni później dostałem wezwanie na komisariat, gdzie złożyłem wyjaśnienie. Bardzo sympatyczny policjant wysłuchał moich argumentów, pokiwał ze zrozumieniem głową, i powiedział, że nic nie może zrobić innego, jak skierować sprawę do sądu.
To było, jak napisałem wyżej, na początku roku.
Przez wiele miesięcy nic się nie działo. Aż wczoraj dostałem listem poleconym wyrok nakazowy. Spodziewałem się dużej grzywny, bo sądy podobno karzą kierowców bardziej surowo niż policjant na drodze, tymczasem sąd zdecydował na… obniżkę. Zamiast proponowanych przez policjanta 600 złotych mam zapłacić 200 zł. grzywny.
Bardzo mile się zdziwiłem… ale teraz mam dylemat. Odwoływać się od tego wyroku, czy nie odwoływać? Jak myślicie? Na dowód tego, że nie zmyślam, przesyłam wam screeny z dokumentów, jakie otrzymałem z sądu.
Zgadzam się na wykorzystanie w waszym portalu mojego listu i zdjęć.
Sukces!
Dziękujemy za zainteresowanie naszą ofertą. Skontaktujemy się z Tobą niebawem.