Wczoraj weszły w życie nowe przepisy mówiące o tym, że nastąpić może konfiskata samochodu, którym kierował pijany kierowca pojazdu. Na zdjęciach prawdopodobnie pierwsi kierowcy, którzy mogą stracić samochody lub, o ile nie są ich właścicielami, zapłacą grzywnę o wartości aut, którymi jechali.
14 marca 2024 r. na jednej z ulic Krotoszyna policjant zauważył kierowcę Volvo, którego tor jazdy wskazywał, że może się on znajdować pod wpływem alkoholu. W wyniku podjętej kontroli okazało się, że kierowca ma ponad trzy promile alkoholu w organizmie.
Mężczyzną tym okazał się 45- letni mieszkaniec powiatu krotoszyńskiego. Pojazd zabezpieczono na parkingu strzeżonym.
W policyjnym komunikacie czytamy, że kierowcy, oprócz tego, że straci prawo jazy może też stracić pojazd, którym się poruszał. 14 bm. weszły bowiem w życie nowe przepisy mówiące o tym, że nietrzeźwemu kierowcy może grozić także konfiskata należącego do niego pojazdu.
Kolejne zdarzenie z udziałem pijanego kierowcy. W tym przypadku doszło do wypadku. Doszło do niego wczoraj kilka minut po godzinie 6:00 w miejscowości Tchórzew-Kolonia, w gminie Borki.
Z ustaleń policjantów z Radzymina wynika, że kierujący Renault na skrzyżowaniu nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy Fiata Ducato. W wyniku zderzenia samochodów z obrażeniami ciała do szpitala trafiły cztery osoby.
Wszystkie osoby podróżujące Renault zostały poddane badaniu na zawartość alkoholu i okazało się, że są nietrzeźwe. 20-latek miał w organiźmie ponad 2 promile alkoholu, 17-latek niemal 1,5 promila alkoholu, a 17-latka niespełna promil. Wszyscy zostali zatrzymani. Policja ustala, kto kierował Renault, a co za tym idzie straci samochód lub jego równowartość.
Zgodnie z najnowszą nowelizacją poprzedniej nowelizacji kodeksu karnego, wobec sprawców przestępstw należących do tej drugiej grupy, czyli mniej pijanych, "sąd może odstąpić od orzeczenia przepadku, jeżeli zachodzi wyjątkowy wypadek, uzasadniony szczególnymi okolicznościami." Taka zmiana zapewne nie spodoba się radykałom, tym bardziej, że określenie "wyjątkowy wypadek, uzasadniony szczególnymi okolicznościami" daje ogromne pole do popisu sprawnym prawnikom. Gorzej, że nie rozwiewa innych wątpliwości…
Ustanowienie sztywnego limitu zawartości alkoholu w organizmie kierowcy przy tak poważnym zagrożeniu, jakim jest przepadek auta, będzie skłaniało do różnych kombinacji. Regułą stanie się podważanie wyników badań, kwestionowanie legalności urządzeń pomiarowych, żądanie przeprowadzenia dodatkowych testów, powołania biegłych itp. Wszystko w nadziei, że dzięki grze na zwłokę, liczba promili w organizmie zdąży obniżyć się z, powiedzmy, 1,55 do 1,49. Dzięki czemu uda się uratować kilka, kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset tysięcy złotych.
Groźba utraty kosztownego samochodu spowoduje, że wzrosną kwoty łapówek, oferowanych uzbrojonym w alkomaty policjantom. A wiadomo, że im większa pokusa, tym większa podatność na korupcję.
Przyłapani na prowadzeniu po pijaku cudzego pojazdu mają płacić grzywnę, stanowiącą jego równowartość. No dobrze, ale jak wyegzekwować pieniądze od nie pracującego dwudziestolatka, który zakończywszy spotkanie towarzyskie z kolegami bez wiedzy wujka Zdziska wybrał się na przejażdżkę jego wartym 300 tys. zł nowiutkim Audi? Albo od jedynego żywiciela wielodzietnej rodziny? Emeryta? Matki utrzymującej się z osiemset plus?
Pijany kierowca nowego Mercedesa poniesie gorsze konsekwencje od równie nietrzeźwego kierowcy starej Dacii. Gdzie tu sprawiedliwość? Konstytucyjna równość wobec prawa? Przecież to tak, jakby surowość kary dla złodziei różnicować zależnie od wartości łomów i wytrychów użytych przez nich przy włamaniu.
Czy utratą pojazdu będą karani tylko kierowcy samochodów, czy także motocykliści, rowerzyści? Co z zatrzymanymi w Polsce za jazdę pod wpływem alkoholu cudzoziemcami? Z mieszkającymi za granicą obywatelami RP, którzy przyjeżdżają do kraju autami z obcymi rejestracjami?
Możliwość zaskarżenia decyzji o odebraniu samochodu, dochodzenia swoich praw również na drodze sądowej spowoduje, że na parkingach, czekając miesiącami na rozstrzygnięcie sprawy, będą stały setki zatrzymanych nietrzeźwym kierowcom pojazdów. Gdzie zorganizować te parkingi? Jak zapewnić im ochronę? Co robić z ostatecznie skonfiskowanymi samochodami? Sprzedawać je na przetargach? Kto to będzie robić? Policja? Co w sytuacji, gdy odwołanie zakończy się sukcesem i po roku czy dwóch latach właściciel odzyska swój wóz? Jego wartość w tym czasie wyraźnie spadnie. Kto to zrekompensuje? Skarb państwa z pieniędzy podatników?
Pytania się mnożą, odpowiedzi jakoś nie znajduję. Co nie zmienia faktu, że z problemem pijaństwa na drogach trzeba walczyć.
Przewrotnie podsuwałem kiedyś pomysł, by skorzystać tu z doświadczeń Singapuru. W Internecie krążyła wówczas relacja (nie wiem, czy jest nadal dostępna) z wymierzania kary kierowcy, zatrzymanemu za jazdę na podwójnym gazie ulicami tego azjatyckiego miasta-państwa, słynącego z bezceremonialnego traktowania sprawców nawet najdrobniejszych wykroczeń. Był to seans dla ludzi o mocnych nerwach gdyż, mówiąc wprost, wspomniany nieszczęśnik dostawał na oczach widza tęgie lanie. Był okładany kijem w majestacie prawa, zgodnie z najwyraźniej rutynową procedurą. W Europie tak się nie da? Zgoda. Zresztą idę o zakład, że po obejrzeniu owego filmiku nasi miłośnicy jazdy po pijaku, stojąc przed wyborem: baty albo konfiskata auta, bez wahania godziliby się z utratą wozu.