Jeśli ktoś myślał, że Krzysztof Stanowski ograniczy się jedynie do wyrażania kontrowersyjnych opinii w internecie, to mylił się równie mocno, jak kierowca próbujący nalać diesla do Tesli. Tym razem (znany podobno) dziennikarz Stanowski wziął na celownik miejsca parkingowe dla samochodów elektrycznych – te enigmatyczne wyspy w morzu betonu, które w polskich realiach wyglądają jak egzotyczna ciekawostka rodem z filmów science fiction. Stanowski zaparkował na takim miejscu samochodem spalinowym i, jak sam przyznał, będzie to robił nadal, bo… może.
Parkowanie po polsku: "skoro puste, to biorę"
Logika, która stoi za działaniem red. Stanowskiego, wydaje się prosta jak konstrukcja cepa: miejsce było puste, więc zaparkował. Pustka, zdaniem naszego bohatera, jest niczym zielone światło – sygnałem, że oto można wjeżdżać. Ale jeśli rzeczywiście tak jest, to może warto wprowadzić pewne udoskonalenia w codziennym życiu?
Wyobraźmy sobie, że Stanowski idzie do apteki i widzi regał z lekami na receptę, gdzie nie ma ani kolejki, ani farmaceuty. Czy oznacza to, że może wziąć sobie pudełko antybiotyków, bo "akurat nikt nie korzystał"? Albo że w restauracji siada przy stoliku z rezerwacją, bo "jeszcze nikt nie przyszedł"? Cóż, najwyraźniej w głowie dziennikarza puste miejsce parkingowe woła "weź mnie", niczym reklama telewizyjna na Black Friday.
A miejsca dla niepełnosprawnych? Czy wolno parkować, skoro nikogo nie ma?
Pewnie niejeden czytelnik zastanawia się, jak Stanowski odniósłby się do miejsc parkingowych dla osób niepełnosprawnych. W końcu te również najczęście są wolne. Czy puste miejsce z niebieską kopertą woła do niego równie głośno jak zielona ładowarka? W myśl tej logiki należałoby zaparkować i tutaj, bo przecież "nikt nie korzystał".
Różnica między miejscem dla osób niepełnosprawnych a miejscem dla elektryków polega na tym, że niebieska koperta służy wyłącznie do parkowania, a zielona ładowarka to dodatkowo stacja "paliwa" dla aut elektrycznych. Ale kto by się przejmował takimi detalami?
Krzysztof Stanowski – Robin Hood miejsc parkingowych?
Stanowski twierdzi, że parkowanie na miejscu dla elektryków nie jest niczym złym, bo często stoją one puste. Czy to oznacza, że został samozwańczym Robin Hoodem polskich parkingów, zabierając miejsce bogatym (czytaj: właścicielom Tesli i innych tego typu wynalazki) i oddając je biednym (czytaj: właścicielom diesli)? A może po prostu wprowadza nową filozofię: "Zaparkuję tam, gdzie chcę, bo mam do tego prawo"?
Absurdalna logika i jej konsekwencje
Gdyby wszyscy kierowali się logiką Krzysztofa, nasze miasta szybko zamieniłyby się w parkingowy chaos. Tir na buspasie? Czemu nie – przecież akurat nie jedzie żaden autobus. Samochód zaparkowany na torach tramwajowych? Skoro tramwaj nie jedzie, to czemu by nie skorzystać z wolnej przestrzeni?
Ekologia kontra polska mentalność
Nie ma co ukrywać – Polska to kraj, w którym idee ekologiczne często zderzają się z betonową mentalnością. Wprowadzenie stacji ładowania miało być krokiem w stronę nowoczesności, ale najwyraźniej dla niektórych jest to krok w tył, bo przecież "kiedyś takich rzeczy nie było i jakoś się żyło".
Stanowski być może nawet nie zdaje sobie sprawy, że jego działania to idealny symbol tego, jak wielu Polaków traktuje przestrzeń publiczną: "Moje jest wszystko, co wolne".
Podsumowując, Krzysztof Stanowski nie tylko zaparkował na miejscu dla elektryków, ale i wjechał prosto na pole minowe internetowych dyskusji. Jedno jest pewne: jego wyczyn stanie się symbolem tego, jak nie powinniśmy traktować przestrzeni publicznej – z brakiem szacunku, logiki i świadomości. Więc może zamiast parkować na zielonym, lepiej zainwestować w myślenie? Bo, jak wiadomo, myślenie nie boli – przynajmniej na razie.