Polskie skrzyżowania. Na żółtym przyspieszasz, czy hamujesz?
Maria OdrowążAutor
Polacy i skrzyżowania ze światłami to temat, który można by potraktować jako studium narodowego temperamentu. Gdyby ktoś chciał nakręcić dokument o tym, jak naprawdę wygląda kultura drogowa w Polsce, wystarczyłoby ustawić kamerę przy dowolnym, ruchliwym skrzyżowaniu i poobserwować reakcje kierowców na zmieniające się światła. Można tam zobaczyć niemal pełne spektrum zachowań – od kierowców skrupulatnie stosujących się do przepisów, po tych, dla których żółte światło to nie ostrzeżenie, lecz ostatni dzwonek na dodanie gazu.

Żółte – i co teraz?
Zasady ruchu drogowego są jasne: żółte światło oznacza konieczność zatrzymania się, chyba że hamowanie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu ruchu. Jednak w praktyce teoria często rozmija się z rzeczywistością.
Opcja pierwsza: pełne hamowanie.
Na widok żółtego światła niektórzy kierowcy odruchowo wciskają pedał hamulca, nie patrząc w lusterka. W najlepszym przypadku kończy się to nerwowym trąbieniem ze strony pojazdów jadących za nimi. W najgorszym – dochodzi do klasycznej stłuczki typu „na zderzak”.
Opcja druga: jeszcze zdążę!
To ulubiona strategia polskich kierowców, zwłaszcza tych, którzy uważają, że jak wjadą na skrzyżowanie choćby pół sekundy przed czerwonym, to wszystko jest w porządku. W efekcie często zdarza się, że w momencie, gdy piesi już zaczęli wchodzić na pasy, jeszcze przemyka jedno czy dwa auta, których kierowcy najwyraźniej żyją w przekonaniu, że czerwone to tylko sugestia.
Jak na to patrzy policja?
Teoretycznie przepisy są jasne, a kodeks drogowy bezlitośnie wskazuje, że przejazd na czerwonym świetle to wykroczenie, za które grozi mandat do 500 zł i 15 punktów karnych. W rzeczywistości jednak kontrole policyjne na skrzyżowaniach nie są regułą. Owszem, zdarzają się akcje typu „czerwone światło”, ale kierowcy doskonale wiedzą, że szansa na zatrzymanie w codziennym ruchu jest stosunkowo niewielka. Dopiero kamery rejestrujące przejazdy na czerwonym zaczęły zmieniać rzeczywistość – w miastach, gdzie je zamontowano, liczba takich wykroczeń drastycznie spadła.
Kultura drogowa a rzeczywistość
Przejazd na żółtym, które w rzeczywistości oznacza „za chwilę czerwone”, to w Polsce standard. Trudno jednak powiedzieć, czy wynika to z mentalności, pośpiechu, czy może po prostu niechęci do tracenia czasu na kolejną zmianę świateł.
Są kraje, gdzie na widok żółtego światła kierowcy hamują niemal odruchowo. W Polsce działa zasada „do ostatniej sekundy” – a czasem nawet trochę dłużej. Problemem jest nie tylko ignorowanie przepisów, ale także fakt, że różne style jazdy się ze sobą mieszają. Kiedy jeden kierowca ostro hamuje, a drugi za wszelką cenę chce jeszcze przejechać, dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.
Jak to zmienić?
Oprócz większej liczby kamer i surowszego egzekwowania przepisów kluczowe wydaje się budowanie świadomości. Bo może jednak lepiej stracić te kilkadziesiąt sekund, niż ryzykować życie? Może warto spojrzeć na zachowanie kierowców w krajach, gdzie kultura jazdy stoi na wyższym poziomie, i zacząć traktować przepisy jako coś więcej niż tylko zbiór luźnych wskazówek?