Europa woła o małe, tanie samochody
John Elkann, prezes Stellantis, podczas Kongresu Automotive News Europe zaapelował do Unii Europejskiej o pilne zmiany regulacyjne, umożliwiające produkcję niedrogich małych samochodów na wzór japońskich kei carów. Jego argumentacja opiera się na dramatycznych danych: w 2019 r. w Europie sprzedano 1 milion aut poniżej 15 000 euro, dziś – zaledwie 100 000. Winą za tę zapaść Elkann obarcza nadmierne obciążenia prawne, które uczyniły małe modele nierentownymi.

Dziedzictwo vs. współczesne wyzwania
Europejski przemysł motoryzacyjny ma bogatą historię w produkcji kultowych „samochodów dla ludu”. Fiat 500 („Cinquecento”), zaprojektowany w 1957 r. przez Dante Giacosę, miał zaledwie 2,97 m długości, silnik 479 cc i kosztował niewiele. Był symbolem dostępnej mobilności, podobnie jak francuskie Citroëny 2CV czy niemieckie Garbusy. Dziś jednak, jak podkreśla Elkann, ponad 25% czasu inżynierów pochłania wypełnianie unijnych norm, zamiast pracy nad innowacjami. Do 2030 r. producenci zmierzą się z ponad 120 nowymi regulacjami.
Przykładem absurdu są jednolite wymogi bezpieczeństwa dla wszystkich klas aut: czujniki wykrywające zmęczenie kierowcy czy przyciski SOS w małym miejskim aucie znacząco podnoszą jego cenę, mimo że takie pojazdy rzadko poruszają się autostradami.
Inspiracja z Japonii
W Japonii kei cary („lekki pojazd”) to osobna kategoria pojazdów, ciesząca się 40% udziałem w rynku. Zdefiniowano je ścisłymi parametrami:
- Maks. długość: 3,4 m,
- Szerokość: 1,48 m,
- Pojemność silnika: 660 cc (lub moc do 63 KM).
Dzięki temu są tanie w produkcji, a kierowcy płacą niższe podatki, ubezpieczenia i są zwolnieni z obowiązku posiadania miejsca parkingowego w wielu regionach.
Nissan Sakura
Nissan Sakura – najlepiej sprzedający się elektryk w Japonii – ilustruje sukces tej formuły: kosztuje ok. 15 400 dolarów, oferuje 112 km zasięgu i przestronne wnętrze mimo minimalnych wymiarów.
Projekt „E-Car”: ratunek dla europejskiej mobilności?
Fiat Topolino
Elkann proponuje, by UE stworzyła kategorię „e-car”, analogiczną do kei carów. To pozwoliłoby Stellantis (który już produkuje mikrosamochody elektryczne jak Citroën Ami czy Fiat Topolino) na oferowanie pojazdów:
- Przystępnych cenowo (poniżej 15 000 euro),
- Optymalnych energetycznie (mniejsze baterie = mniejszy ślad węglowy),
- Dostosowanych do miejskiej mobilności.
Renault i Smart popierają ten postulat. Luca de Meo (CEO Renault) wskazuje, że „jeżdżenie 2,5-tonowym SUV-em codziennie to nonsens ekologiczny”, a Dirk Adelmann (Smart Europe) przyznaje, że prace nad następcą modelu ForTwo utknęły z powodu braku opłacalności.
Ryzyka i szanse
Bez zmian regulacyjnych Europa straci nie tylko tanie auta, ale i miejsca pracy. Elkann ostrzega: „Jeśli sytuacja się nie zmieni, w ciągu 3 lat czekają nas bolesne decyzje co do mocy produkcyjnych”. Alternatywą jest ryzyko zalania rynku przez tanie elektryki z Chin, które dominują w segmencie małych EV.
Podsumowanie: Czy Europa odzyska swojego „Cinquecento”?
Apel Elkanna to nie tylko głos korporacji – to wezwanie do rewizji filozofii mobilności. Kei cary dowodzą, że małe, tanie i ekologiczne auto może być komercyjnym sukcesem. Potrzebne są jednak:
1. Separacja norm – osobne przepisy dla małych miejskich aut,
2. Incentywy fiskalne – zachęty podatkowe dla producentów i kupujących,
3. Realizm ekologiczny – promowanie lekkich konstrukcji zamiast „elektrycznych kolosów”.
Jak podsumował Elkann: „Skoro Japonia ma kei cary, Europa może mieć e-cary”. To szansa nie tylko na powrót do korzeni, ale i na zrównoważoną przyszłość.
Źródło: Automotive News Europe Congress 2025