Kiedy producent wypuszcza nowy model samochodu, zwykle poświęca miliony na badania, branding i testy focusowe, by nazwa pojazdu brzmiała dostojnie, nowocześnie albo chociaż żeby nie oznaczała czegoś niestosownego w jakimś języku. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kierowcy i tak wymyślą własne nazwy. I to takie, które zostają w pamięci na długie lata.
Przyjrzymy się najciekawszym, najbardziej zabawnym i najzgrabniej oddającym rzeczywistość „przezwiskom” samochodów. Nie będziemy się ograniczać do Polski, bo motoryzacyjna ksywkologika działa globalnie.
Trabant – Mydelniczka, Karton, NRD-owska rakieta
Gdyby Trabant powstał we Francji, nazywałby się Savonnette i byłby uznawany za designerską perełkę lat 60. Ale że powstał w NRD, to po prostu Mydelniczka. I to taka, która nie do końca chce się spienić, ale za to ma charakterystyczny zapach dwusuwa. No i kartonowe nadwozie, które powodowało, że auta te mogły ulec biodegradacji niemal w każdych warunkach.
W Polsce Trabant miał jeszcze jedną, kultową ksywę – "NRD-owska rakieta". Wynikało to z tego, że kiedy właściciel wrzucał dwójkę i dociskał gaz do dechy, dym wydobywający się z wydechu mógł zamaskować strategiczne instalacje wojskowe na kilka kilometrów.
Fiat Cinquecento – Cieńko Cieńko
Fiat Cinquecento miał być nowoczesnym, budżetowym autem miejskim, ale jego cienkie blachy i wąskie nadwozie szybko dorobiły się przezwiska "Cieńko Cieńko". Było w tym coś z prawdy – auto mogło przewrócić się na bok przy silniejszym podmuchu wiatru, a jego sztywność była porównywalna z opakowaniem po jogurcie.
Polonez – Borewicz, Poldek, Kant
Polonezowi nadano niejedno przezwisko. "Borewicz" to efekt występów w "07 zgłoś się", gdzie auto brylowało na ekranie jak James Bond w Astonie Martinie. "Poldek" to zdrobnienie dla fanów tej motoryzacyjnej dumy PRL-u. Natomiast "Kant"... no właśnie, kto kiedykolwiek widział Poloneza na żywo, ten zrozumie, że nazwa oddaje wszystkie geometryczne aspekty projektu nadwozia.
Volkswagen Garbus – Żuk, Biedronka, Chlebak
Każdy Garbus jest nieco inny, bo przez dziesiątki lat produkcji ludzie modyfikowali je według własnych upodobań. Jednak niezależnie od wersji, niemieckie auto doczekało się kilku ciekawych przydomków. "Żuk" pasuje do wersji z wystającymi lampami, "Biedronka" to efekt kolorowych lakierów i opływowego kształtu, a "Chlebak" – no bo właściwie kształtem przypomina śniadaniową skrytkę naszych dziadków.
BMW E36 – Krokodyl, Beczka
E36 to auto z epoki, kiedy BMW oznaczało jeszcze coś więcej niż "ubytki w oponach po paleniu gumy na parkingu pod Biedronką". Model ten miał agresywny przód, dlatego w Polsce nazwano go "Krokodyl". W niektórych rejonach funkcjonuje też określenie "Beczka", zwłaszcza w wersjach kombi – bo w środku można było przewieźć co najmniej trzy zestawy grillowe, psa i komplet narzędzi do pierwszej poważnej naprawy.
Renault Twingo – Żelazko
Twingo to auto dla ludzi, którzy nie boją się oryginalności. Niestety, jego charakterystyczna opływowa sylwetka sprawiła, że szybko dorobiło się w Polsce przydomka "Żelazko". Wystarczy spojrzeć na profil tego auta, by zrozumieć, że faktycznie można by nim rozprasować koszulę.
Ford Sierra – Rekin
Ford Sierra w wersji XR4i mógł z wyglądu przypominać rekina. Agresywna linia maski i opadający dach sprawiały, że auto miało bojowy charakter. Niestety, w wersjach bez spojlera bardziej przypominało karpia, którego po świętach znaleziono w wannie.
Volkswagen ID.3 – Mikrofalówka
Nowoczesny, elektryczny Volkswagen miał być kolejnym kamieniem milowym niemieckiej motoryzacji, ale użytkownicy uznali, że kształtem przypomina… mikrofalówkę. Design jest prosty, gładki i nieco zaokrąglony, a do tego jego system multimedialny potrafi się zawiesić dokładnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebujesz – jak dobra, stara kuchenka na prąd.
Tesla Model 3 – Tablet na kółkach
Tesla zrewolucjonizowała rynek, ale jej minimalizm sprawił, że niektórzy uznali Model 3 za nic innego jak "Tablet na kółkach". Brak przycisków, ogromny ekran na środku deski i sterowanie wszystkim dotykowo – czy to jeszcze samochód, czy już elektroniczny gadżet na czterech felgach?
BYD Dolphin – Delfin, ale w plastikowej wannie
Chińskie auta elektryczne szturmem zdobywają rynek, a BYD Dolphin z miejsca stał się hitem wśród kierowców. Jednak jego futurystyczne wnętrze i plastikowa deska rozdzielcza sprawiły, że niektórzy nazywają go "Delfinem w plastikowej wannie". Miłośnicy ekologii doceniają elektryczność, ale wnętrze sprawia wrażenie, jakby było odlane z jednego kawałka taniego plastiku – co nie każdemu przypada do gustu.
JAECOO J7 – Po prostu dżejku
JAECOO to nowa marka, która próbuje podbić Europę, ale już dorobiła się we Francji i Niemczech swojego przezwiska. "Chiński Jeep" – bo ma podobne nadwozie jak off-roadowa legenda, ale zamiast ryczącego V8 pod maską znajdziemy hybrydowy silnik, który bardziej mruczy niż warczy. Nas bardziej zastanawia jak Polacy mówią o tym samochodzie, który od pewnego czasu sprzedaje się w naszym kraju całkiem nieźle. My słyszeliśmy już różne interpretacje jego nazwy, od Jajka poprzez Jao po Jajco. Tymczasem to po prostu… Dżejku. Dżejku jot siedem.
OFERTA JA JAECOO J7 TUTAJ. To tylko 135.460 zł.