Jestem kuna. Jestem królową ciepłych silników. Ale elektryki psują mi biznes
Cześć, jestem kuna. Nie jakaś tam zwykła, tylko ta z charakterem, futrzasta, zwinna i z pazurkami ostrzejszymi niż krytyka Polaków na temat chińskich aut. Jesień w pełni, liście spadają, a ja czuję, jak mróz szczypie w nosek. Lubię ciepło. Kocham ciepło. A gdzie jest ciepło? Pod maską spalinówki, oczywiście! Gorący silnik po całym dniu jeżdżenia to jak pięciogwiazdkowy hotel z jacuzzi. Wciskam się tam, zwijam w kłębek i śnię o kolejnych kabelkach do podgryzienia. Ale uwaga: coraz częściej parkuję nos w... pustce. Elektryki. Tfu! Zimne jak serce biurokraty z Brukseli. Zero ciepełka, zero frajdy. A po 2035? Zakaz spalinówek? Moi wnukowie będą marznąć pod gołym niebem. Skandal!

Spalinówki to moje ulubione Spa
Jestem kuną z doświadczeniem. Lato? Za gorąco, pełno ludzi, psy szczekają. Ale jesień i zima? Raj. Samochód parkuje wieczorem, silnik jeszcze paruje jak po saunie. Wskakuję pod maskę - bam! - temperatura idealna, 30-40 stopni Celsjusza. To fizyka: spaliny grzeją blok silnika, a ja korzystam. Wciskam się między kable, akumulator i inne smakołyki. A gryzienie? Ach, to moja pasja! Te miękkie izolacje na przewodach, chrupiące jak orzeszki. Jedna noc, kilka nadgryzień i voila: auto nie odpala, a ja mam pełny brzuszek. Statystyki? W Polsce kuny uszkadzają tysiące aut rocznie, koszty w milionach złotych a ja tylko testuję jakość!
Lubię spalinówki, bo są przewidywalne. Benzyna, diesel pachną przygodą. Pod maską pełno miejsca: Kia Sportage to jak apartament, a BMW seria 5 luksus z widokiem na alternator. A ciepło trwa godzinami! W mroźną noc to ratuje życie.
Czego nie lubię? Elektryków
Ale świat się zmienia. Podjeżdżają te ciche elektryki., Nissan Leaf, jakieś Tesle... Otwieram maskę (no, w sensie wskakuję) i... pustynia. Bateria? Zimna jak lodówka. Silnik? Jaki silnik? Zero ciepła. Tylko jakieś twarde plastiki i wentylatory. Omijam EV, bo nie ma tam nic kuszącego. Próbowałam raz w podkrakowskich Zielonkach. Wlazłam, pomarudziłam, wyszłam. Zimno i nudno.
Ludzie próbują mnie wyrzucić…
Wy, kierowcy, jesteście sprytni, ale ja sprytniejsza. Słyszałam o waszych trikach. Ultradźwiękowe odstraszacze? Te piszczące pudełka? Na początku drażniły, ale ewoluowałam. Teraz to dla mnie kołysanka. Elektryczne maty pod maską? Skaczę po nich jak po trampolinie. A domowe sposoby? Kostki do WC, domestos, pieprz cayenne? Ha! Kilka lat temu może by odstraszyły, ale dziś? Kostka na sznurku to moja zabawka, a wata z miętą jak poduszeczka! Olejki eteryczne: mięta, cytryna, lawenda, owszem, nie cierpię, bo drażnią nos Ale wietrzeją w 24 godziny! Ja czekam, wracam, gryzę.
Podsumowanie: spalinówki forever, elektryki never!
Ja, kuna, deklaruję: jesienią i zimą samochody spalinowe to mój dom, spa i restauracja. Ciepło, kable, przygoda. Elektryki? Psują klimat, dosłownie. Do 2035 walczcie o diesle i benzynę, bo inaczej moje wnuki będą bezdomne. A ja? Będę gryźć dalej. Bo jestem kuną. Futrzastą rewolucjonistką pod maską.
A tak na poważnie. TUTAJ o tym jak radzić sobie z problemem kun pod maską samochodów.












