Nissan z fotowoltaiką
Wyobraźcie sobie: budzicie się, pijecie kawę, a wasz samochód już naładowany. Nie dlatego, że na noc podpiąłeś kabel, ale dlatego, że… świeciło słońce. Nissan właśnie pokazał prototyp Sakury, czyli kei-klasowego elektryka z panelami na dachu.

3 000 km rocznie z dachu bez gniazdka
Sakura
Na dachu Sakury montowany jest rozwijany panel słoneczny. Podczas jazdy nie przeszkadza, ale kiedy parkujecie wyskakuje dodatkowa „markiza” i łapie prąd. Nissan mówi, że to daje do 3 000 km zasięgu rocznie. Dla porównania: przysłowiowy Kowalski w Polsce robi 12-15 tys. km. Czyli co piąty kilometr miałby za darmo. Od słońca.
A przy okazji panel rzuca cień na szybę, więc klima mniej zjada prądu. Sprytne?
Sakura z fotowoltaiką
Sakura
Sakura to nie jest samochód dla tych, co lubią 300 KM i ryk V8. To kei-car - 3,4 m długości, 1,5 tony z baterią, zasięg ok. 180 km. Idealny na miasto, na zakupy, na dowiezienie dzieciaków do szkoły. Większość właścicieli aut na prąd jeździ po 20-30 km dziennie. Czyli solar wystarczy na cały tydzień.
System działa w trasie i na postoju. W razie kataklizmu (trzęsienie ziemi, tajfun - Japonia wie, co to) macie źródło prądu w aucie. Telefon, lodówka turystyczna, nawet mały czajnik.
Czy to wejdzie do seryjnej produkcji?
Sakura
Nissan mówi: tak, ale później. Termin? „Ogłosimy później”. Typowy japoński timing. Ale jeśli Sakura z solarem na dachu trafi na rynek - kei-segment dostanie kopa. Bo nagle elektryk staje się niezależny od infrastruktury lądowania.
Nissan na słońce, czyli przyszłość?
Sakura
W wielkim świecie SUV-ów i hiperaut mała Sakura z panelem słonecznym brzmi jak żart. Ale w Japonii? To strzał w dziesiątkę. Mniej kabli, mniej stresu, więcej wolności.