Podobnie jak tysiące rodaków lubię spędzić kawałek lata na chorwackim wybrzeżu Adriatyku. Szczególnie upodobałem sobie półwysep Istria. Jeżdżę tam regularnie, startując z Krakowa. Potem Katowice - Ostrawa - Brno - Mikulov - Wiedeń - Graz - Maribor - Lublana - Koper. I dalej Poreč, Vrsar, Rovinj czy okolice Puli.
Obecnie tę mierzącą około tysiąca kilometrów trasę można pokonać prawie w całości autostradami i drogami ekspresowymi. To nie znaczy, że pokonać łatwo, szybko i zawsze przyjemnie. Ruch skutecznie spowalniają liczne remonty, odcinki z dodatkowymi ograniczeniami prędkości, no i większe lub mniejsze korki. Kiedyś szczególnie wąskim gardłem były przejścia graniczne między Słowenią a Chorwacją. W okresie wakacyjnych szczytów na wąskich drogach (to są właśnie jedne z ostatnich jednojezdniowych fragmentów trasy) tworzyły się tam wielokilometrowe kolejki pojazdów. Teraz, po włączeniu Chorwacji do strefy Schengen, jest dużo, dużo lepiej. A oto garść spostrzeżeń z tegorocznej podróży…
W coraz gorszym stanie jest polska autostrada A1 od zjazdu z A4 do przejścia w Gorzyczkach. Jako przyczynę niemiłosiernego pofałdowania nawierzchni wskazuje się szkody górnicze. To samo dotyczy zresztą czeskiej autostrady po drugiej stronie granicy, w kierunku Ostrawy.
Czy naprawdę nie można było tego przewidzieć na etapie projektowania wspomnianych dróg i zapobiec obecnej sytuacji? Bo jak tak dalej pójdzie, to wkrótce nie da się tamtędy jeździć szybciej niż 30 km/godz.
W tym roku po raz pierwszy kupowałem winiety na Czechy, Austrię i Słowenię w formie elektronicznej. To bardzo wygodne rozwiązanie. A jeżeli zaopatrujemy się w winiety bezpośrednio poprzez serwisy internetowe zarządców dróg w tych krajach - również najtańsze, bo bez kosztów pośrednictwa. Po staremu, z ręki do ręki w punktach poboru opłat, płaciłem jedynie w Polsce na A4 Kraków - Katowice i w Chorwacji.
Przejazd około 30 km drogą szybkiego ruchu A9 z okolic kurortu Poreč do granicy ze Słowenią kosztował 3,80 euro. Sporo, zważywszy, że jednodniowa (tegoroczna nowość!) winieta na całą Austrię kosztuje 8,60 euro, a ważna przez 10 dni - 11,50.
Ceny winiet w Słowenii niezmienne od poprzedniego sezonu: 16 (tygodniowa) lub 32 (miesięczna) euro. W Czechach: 200 koron (jednodniowa), 270 CZK (10-dniowa), 430 CZK (30-dniowa). Co ciekawe, kilkakrotnie taniej zapłacą użytkownicy hybryd plug-in, czyli tych "na wtyczkę". Z kolei "elektrykami" jeździ się po płatnych drogach naszych południowych sąsiadów całkowicie bez opłat. Taka proekologiczna promocja.
A skoro jestem już przy pojazdach elektrycznych... Zauważyłem, że coraz więcej turystów decyduje się na wyjazd do Chorwacji właśnie samochodami z takim napędem. Jak widać, da się. Nawet, sądząc po rejestracjach, ze Szwecji, Danii czy Holandii. Najczęściej spotyka się Tesle. Ba, widziałem elektryki ciągnące przyczepy kempingowe! Takim eskapadom sprzyja dobrze już rozwinięta sieć ładowarek.
Co do cen paliw, to w Słowenii i Chorwacji są one dziś bardzo zbliżone do cen w Polsce i wynoszą mniej więcej 1,5 - 1,7 euro za litr (gdzie te czasy, gdy wybierając się w zagraniczną podróż pakowaliśmy do bagażnika pełne kanistry). Kto nie lubi szastać pieniędzmi powinien jedynie unikać tankowania na stacjach przy autostradach w Austrii, gdzie litr benzyny 95 kosztuje wyraźnie ponad 2 euro. W Czechach - około 35-37 koron.
Fot. Jacek Pasławski
A propos cen... Przeciwnicy euro twierdzą, że po wprowadzeniu wspólnej europejskiej waluty Chorwacja stała się dla nas bardzo droga. No, cóż. Z moich obserwacji wynika, że w restauracji zjemy do syta już za 15-20 euro od osoby. Kawa kosztuje przeciętnie ok. 2 euro. Porcja lodów na ulicy - 1,5 euro. Litr wody mineralnej w lokalu: 4-5 euro, podobnie pół litra piwa czy kieliszek wina. Ceny w sklepach w nadmorskich miejscowościach na Istrii są jakieś 20-30 proc. wyższe niż w Polsce, choć należałoby je porównywać z cenami nie w Krakowie czy Katowicach, lecz w Sopocie i Władysławowie.
Fot. Jacek Pasławski
I na koniec to, co z zazdrością konstatuję corocznie. Od razu po opuszczeniu ukochanej ojczyzny kierowcę ogarnia błogi spokój i poczucie bezpieczeństwa. To wcale nie znaczy, że wszyscy jeżdżą zgodnie z przepisami. Nie ma jednak tak powszechnej u nas nerwowości, agresji na drodze, nieustannego pośpiechu, przemożnej chęci udowodnienia, że jest się urodzonym rajdowcem, ma się lepszy, szybszy wóz. Można? Można, bez jakiejkolwiek ujmy na honorze.
Wszystkie teksty Clacsona znajdziesz TUTAJ.