Policyjne pościgi. Fajnie się je ogląda. W amerykańskich filmach sensacyjnych. Niestety, rzeczywistość, zwłaszcza ta nasza, polska, jest nieco inna. Oto Komenda Główna Policji postanowiła pochwalić się brawurową akcją, w wyniku której w Warszawie zatrzymano trzech złodziei samochodów. Jednak czy naprawdę ma się czym chwalić?
Niesławnymi bohaterami tej historii są dżentelmeni w wieku 24, 29 i 30 lat. Swoją przestępczą działalność prowadzili oni zarówno w ojczyźnie, jak i w Czechach. I to właśnie u naszych południowych sąsiadów dokonali ostatniego skoku. Jak czytam na naszych stronach moto.vehis.pl "mężczyźni (...) nie wiedzieli, że cały czas są obserwowani. Po dotarciu do jednej z miejscowości w Czechach pod osłoną nocy ukradli toyotę camry o wartości 100 tys. zł, a potem ruszyli do Warszawy. Kiedy znajdowali się w Alejach Jerozolimskich, policjanci z grupy "Orzeł" rozpoczęli dynamiczny pościg, który uwieczniły kamery w radiowozach."
Hm... Nie wiedziałem, że pościgi dzielą się na dynamiczne i... te pozostałe, ale mniejsza z tym. Nie czepiajmy się. Film, opublikowany przez KGP trwa dokładnie 6 minut. Obrazowi towarzyszy budująca odpowiedni nastrój muzyka. Niewątpliwie dynamiczna. Słyszymy również, dla kamuflażu zniekształcone, rozmowy policjantów.
Napięcie stopniowo rośnie. Po minucie i 40 sekundach nagrania widzimy, że samochód, którym poruszają się przestępcy, zwalnia i zatrzymuje się przy prawej krawędzi jezdni. Wtedy pada komenda: "blokujemy!" I tu nasuwa się pierwsza wątpliwość, bowiem oznakowany radiowóz, który próbuje zablokować auto złodziei, czyni to bardzo nieudolnie. Kierowca czarnego Audi dodaje gazu i, uszkadzając państwowe mienie w postaci błotnika radiowozu, zaczyna uciekać. Za nim biegnie (!) bezsilnie kilku funkcjonariuszy w cywilu. A wystarczyło podjechać z metr dalej i taki manewr byłby już niemożliwy...
Dynamiczny, a jakże, montaż następnych scen utrudnia dokładne odtworzenie przebiegu zdarzeń. Tak czy inaczej przestępcy zostają w końcu schwytani. Ostatnie sekwencje filmu pokazują, jak są prowadzeni, skuci, korytarzami jakiegoś budynku, zapewne komisariatu. A zatem sukces. Oklaski dla grupy "Orzeł".
Brawa które nie zwalniają od pytań. Skoro złodzieje byli "cały czas obserwowani", to dlaczego nie zostali zatrzymani wcześniej? Skuteczną blokadę można było przecież zorganizować gdzieś na długiej trasie z Czech do Warszawy, w niezamieszkałym, neutralnym miejscu. Czy naprawdę trzeba było czekać aż do chwili, gdy śledzeni mężczyźni wjadą na jedną z najruchliwszych arterii stolicy i dopiero tu, w biały dzień, rozpoczynać "dynamiczny pościg" z udziałem dziesięciu policyjnych radiowozów? Z relacji wynika, że podczas akcji "doszło do kolizji z prawidłowo poruszającymi się samochodami". Całe szczęście, że nie do wypadków z postronnymi ofiarami. Czy warto było aż tak ryzykować? Przypomnę, że nie chodziło przecież o zatrzymanie grupy płatnych zabójców, bezwzględnych porywaczy dzieci, sabotażystów czy agentów obcego wywiadu, lecz o pospolitych rabusiów. Złodziei, którzy, jak czytam, "wybierali najdroższe samochody". To znaczy ukradli m.in. "Kię Proceed o wartości 110 tys. zł" i "Toyotę Camry wartą 100 tys. zł". Najdroższe samochody? Bez żartów...
Wszystkie felietony Clacsona znajdziesz TUTAJ.