Dzień kobiet. To dla męskiej połowy zmotoryzowanego społeczeństwa znakomita okazja, by jeszcze raz wytknąć przedstawicielkom płci pięknej ich kłopoty z parkowaniem samochodów, pożartować na temat braku podzielności uwagi na drodze, przypomnieć kilka klasycznych dowcipów o blondynkach.
Nie, nie zamierzam podążać tą jakże niewłaściwą drogą. Z okazji święta 8 Marca zajmę się - uwaga, trudne słowo - feminatywami. Czyli tak chętnie dziś wprowadzanymi żeńskimi formami gramatycznymi zawodów i funkcji sprawowanych przez kobiety. A więc nie pani marszałek, lecz marszałkini, nie pani poseł, lecz posłanka, nie pani minister, ale ministra, nie pani senator, lecz senatorka.
Feminizacja języka w różnych sferach życia, mimo pewnych przeszkód stawianych przez tradycjonalistów, postępuje. Do dentystek dołączyły ginekolożki i chirurżki. Do dziennikarek redaktorki naczelne. Do recenzentek krytyczki sztuki. Do prezesek dyrektorki generalne. Do kibicek gościnie. A jak to wygląda w szeroko pojmowanej motoryzacji?
Poważny kłopot stwarza już słowo „kierowca”. Niby końcówka „a” wskazuje na rodzaj żeński, ale utarło się używać go w odniesieniu do mężczyzn. W przypadku pań uciekamy się do określeń opisowych. Mówimy i piszemy o „kobiecie zasiadającej za kierownicą” czy „kobiecie kierującej pojazdem”. Długie to i niewygodne. „Kierowniczka”, choć nie kłóci się z logiką, jest zanadto wieloznaczna. Niektórzy próbują spopularyzować słowo „kierowczyni”, (wzorem: wykonawca - wykonawczyni). Brzmi to, przyznajmy, sztucznie i w ogóle jest jakieś takie niesympatyczne.
W tej trudnej sytuacji być może należałoby dokonać językowej rewolucji i słowo „kierowca” przypisać wyłącznie płci żeńskiej, w formie „ta kierowca”. Natomiast w przypadku mężczyzn używać neologizmu „kierowiec”. Ta kierowca, ten kierowiec. Wiem, trochę to dziwne, ale przyzwyczailibyśmy się. Tylko co z odmianą przez przypadki, a zwłaszcza z liczbą mnogą? Te kierowce, ci kierowcowie?
Jest jeszcze piękne, dzisiaj już trochę zapomniane słowo „szofer”, pochodzące od francuskiego „chauffeur”. On szofer, ona… No przecież nie szoferka! Czyli szofera? Szofera żona szofera? Ech…
Warsztaty samochodowe zatrudniają na szczęście niemal wyłącznie facetów. Gdyby było inaczej, wówczas obok mechaników pracowałyby mechaniczki. Razem z lakiernikami lakierniczki. Z cukiernikami cukierniczki… O, przepraszam, to nie ta branża. Blacharz - blacharka? „Blacharką w pańskim aucie zajmie się nasza najlepsza blacharka”. Bo wszak nie „blachara”, które to słowo we współczesnej, potocznej polszczyźnie ma wydźwięk zdecydowanie negatywny. Może zatem bardziej ogólnie, każdą kobietę pracującą przy naprawach samochodów nazwijmy „serwisantką”, niezależnie od konkretnych czynności, które wykonuje? Tak będzie najbezpieczniej.
Jak to dobrze, że przynajmniej w policji, czyli służbie, z którą często mają do czynienia zmotoryzowani, żeńskie formy zdążyły się już zadomowić i upowszechnić. Policjantka, funkcjonariuszka… Te określenia prezentują się całkowicie naturalnie. Zresztą już samo słowo „drogówka” jest rodzaju żeńskiego.
Uff… Nie jest łatwo. O kłopotach z równouprawnieniem płci w języku polskim świadczy chociażby to, że pisząc ten felieton musiałem się wciąż borykać ze słownikiem wbudowanym w komputerowy edytor tekstów. Staromodnym, bo uparcie starającym się zawrócić mnie ze szlaku, który, zdaniem feministek, prowadzi ludzkość do nowego, sprawiedliwszego ładu...
CLACSON