Co za pech! Wszystko było już przygotowane, kredyty zaciągnięte, chwilówki umówione, mieszkanie zastawione, wierni przyjaciele stali się wierzycielami, rodzina zgodziła się na przejściowe wyrzeczenia, przekonana wizją interesu życia. Kupić, sprzedać, zarobić... No i wszystko nagle wzięło w łeb.
Misterny plan posypał się ze względu na surowe kary, grożące takim jak ja kombinatorom. Oto kierownictwo Rolls-Royce'a ostrzegło, że każdy kto nabędzie najnowszy model RR - ten o nazwie zaczerpniętej wprost z tytułu filmu o Jamesie Bondzie - a następnie odsprzeda go z zyskiem, zostanie wpisany na czarną listę i już nigdy nie będzie mógł liczyć na zakup fabrycznie nowego samochodu tej marki.
Szczerze mówiąc i bez tego miałbym na to znikome szanse. Dlatego, że Spectre jest elektrykiem, pierwszym z figurką Spirit of Ecstasy na masce, a ja wciąż jakoś nie mam przekonania do pojazdów z takim napędem. Także ze względu na nieporęczność owego kolosa, mierzącego prawie 5,5 metra długości i ważącego trzy tony.
Niewątpliwie również z uwagi na jego cenę, wynoszącą, bagatela, 450 tysięcy dolarów; takiego wydatku moja zdolność kredytowa raczej by nie uniosła. Przede wszystkim jednak z powodu wnikliwej weryfikacji i selekcji, której poddawane są osoby zainteresowane zakupem Spectre.
Tu nie wystarczy mieć pieniądze. Trzeba jeszcze wykazać się odpowiednią pozycją społeczną i cieszyć się zaufaniem sprzedawcy. Może on grymasić, ponieważ chętnych na bezemisyjnego Rolls-Royce'a jest znacznie więcej niż oferowanych aut. Cała pula do 2025 roku została już zarezerwowana. Ponoć emocje, związane z wejściem na rynek elektrycznego Spectre, przypominają szał, który towarzyszył premierze pierwszego iPhone'a.
Zapowiedziany przez szefa Rolls-Royce'a Torstena Müllera-Ötvösa dożywotni szlaban dla spekulantów to chwyt tyleż genialny marketingowo, co chyba bezprecedensowy. Przynajmniej ja o niczym podobnym wcześniej nie słyszałem. Nawet w naszej ojczyźnie i czasach, gdy samochody były dobrem wybitnie luksusowym i niedostępnym, handlowano nimi z drugiej ręki bez ograniczeń.
Swoją drogą wyobraźmy sobie ogłoszenie o takiej treści: "Sprzedam Roll-Royce Spectre. Nówka salonowa, nie śmigany i nie bity. Po opłatach, zarejestrowany w kraju. Full wersja. Pierwszy właściciel. Auto na prąd. 585 KM, 900 Nm, 4,5 sekundy od zera do setki. Cena 520 000 USD, do drobnych negocjacji."
A zobaczyć taki wóz przy ładowarce gdzieś na parkingu centrum handlowego w Poznaniu czy Krakowie, stojący w kolejce za Dacią Spring - bezcenne.
Nawiasem mówiąc zakaz zakazem, czarna lista czarną listą, a jeden z dealerów w Wielkiej Brytanii przyznał się, że otrzymał już dwie propozycje odkupienia Spectre. Jak widać nawet najgęstsze sito bywa zawodne. Czarne owce się trafiają. Może dlatego, że 40 proc. nabywców superelektryka to ludzie mimo wszystko w świecie RR nowi, a więc nie fani, lecz profani.
WIĘCEJ FELIETONÓW CLACSONA ZNAJDZIESZ TUTAJ.