Bugatti Brouillard. Mgła dla multimilonera. W hołdzie dla... konia
ClacsonAutor
Wyobraź sobie, że masz tyle pieniędzy, że nie wiesz już co z nimi robić. Masz jacht, który wygląda jak pływający pałac, prywatny odrzutowiec, który mógłby zawstydzić Air Force One, i kolekcję zegarków, które tykają tak drogo, że każdy tik kosztuje tyle, co moja miesięczna wierszówka w moto.vehis. I co robisz? Idziesz do Bugatti i mówisz: „Chcę coś, czego nie ma nikt inny. Coś, co sprawi, że nawet szejkowie naftowi będą zgrzytać zębami z zazdrości.” I tak powstaje Bugatti Brouillard - samochód, który jest mniej autem, a bardziej manifestem ekstrawagancji.

Dobra, zrobimy dla ciebie jeden samochód
Programme Solitaire, jak nazywa to Bugatti, to nie jest zwykły program personalizacji. To nie jest wybranie koloru lakieru czy monogramu na zagłówkach. To jest poziom, gdzie Bugatti mówi: „Dobra, zrobimy dla ciebie jeden samochód. Jeden. I będzie kosztował tyle, budżet małego kraju”.
To coś więcej niż cztery koła i silnik
Brouillard, czyli po francusku mgła, to pierwsza perła w tej nowej koronie Bugatti. Nazwa pochodzi od konia Ettore Bugattiego, który najwyraźniej był tak piękny, że jego sierść przypominała - jak czytam na stronie koncernu - „pierwszy śnieg i subtelne odcienie letniej mgły”. Serio, kto tak mówi o koniu? Ale okej, to Bugatti, więc przymykam oko na ten poetycki bełkot.
Bugatti Brouillard
Ten samochód to coś więcej niż cztery koła i silnik. To dzieło sztuki, które przypadkiem potrafi jechać szybciej niż myśli większości z nas. Silnik W16, 1600 koni mechanicznych, podwozie z włókna węglowego i aluminium – to wszystko brzmi jak specyfikacja statku kosmicznego naszego Sławosza, a nie samochodu. I w sumie, dlaczego nie? Jeśli wydajesz 30 milionów dolarów, to oczekujesz, że twój samochód będzie wyglądał, jakby mógł wylądować na Marsie.
Liczą się detale
Bugatti Brouillard
Ale to, co sprawia, że Brouillard jest naprawdę absurdalny, to detale. Wloty powietrza, które wyglądają jak rzeźby w Luwrze. Stałe skrzydło, które nie tylko trzyma tego potwora na ziemi, ale też wygląda, jakby zaprojektował je sam Michał Anioł Buonarroti. Wnętrze? O rany. Tkane na zamówienie materiały z Paryża, zielone włókno węglowe, aluminium wszędzie, gdzie tylko się da. Szklany dach, który sprawia, że czujesz się, jakbyś siedział w katedrze. I - uwaga - dźwignia zmiany biegów z miniaturową rzeźbą konia Brouillarda. Tak, dobrze czytacie. Zapłaciłeś 30 milionów i dostałeś małego konika w dźwigni. To jest ten moment, w którym muszę napisać „No dobra, to już przesada.
Bugatti Brouillard
Auto dla kolekcjonera
Właściciel tego cacka to nie byle kto. To kolekcjoner, który ma w garażu nie tylko inne Bugatti, ale też meble Carla Bugattiego i rzeźby Rembrandta Bugattiego. Facet najwyraźniej postanowił, że jego życie to nieustanna oda do nazwiska Bugatti. I trzeba to szanować. Jeśli masz tyle kasy, że możesz wydać równowartość PKB małego państwa na samochód, który jest hołdem dla konia, to dlaczego nie? To jest ten poziom bogactwa, gdzie „limitowana edycja” brzmi jak tania chińszczyzna, a prawdziwy luksus to coś, co istnieje tylko dla ciebie.
Bugatti Brouillard
Premiera na Monterey Car Week
Bugatti Brouillard zadebiutuje 16 sierpnia br. w Kalifornii, na Monterey Car Week, gdzie bogaci i piękni będą sączyć szampana i kiwać głowami z uznaniem, podczas gdy reszta świata będzie się zastanawiać, jak to możliwe, że ktoś wydaje tyle na samochód. Ale to nie jest samochód. To sposób na powiedzenie: „Jestem tak bogaty, że mogę mieć coś, czego nikt inny nigdy nie będzie miał.” I w świecie, gdzie nawet najdroższe rzeczy są produkowane w setkach egzemplarzy, to jest prawdziwy luksus.
To jak porównywanie Mona Lisy do rysunku mojego psa Korka
Programme Solitaire to obietnica Bugatti, że będą robić tylko dwa takie auta rocznie. Dwa! I każdy z nich będzie tak unikalny, że porównywanie ich do czegokolwiek innego to jak porównywanie Mona Lisy do rysunku mojego psa o imieniu Korek. Brouillard to nie tylko samochód. To dowód, że w świecie, gdzie wszystko jest na sprzedaż, wciąż można kupić coś, co jest absolutnie, niepodważalnie „tylko moje”.
I za to, Bugatti, chapeau bas.