Wzmaga się i krzepnie społeczny opór wobec stref czystego transportu. Przy okazji dostaje się "ideologii tzw. zrównoważonego rozwoju", "unijnym oszołomom lansującym obłędną politykę klimatyczną", "lewakom zmuszającym suwerenne państwa do szkodliwej transformacji energetycznej" itp. Mocno, ale czy celnie?
Tworzenie we wszystkich gminach, niezależnie od liczby mieszkańców, stref czystego transportu (SCT), przewiduje uchwalona w grudniu 2021 r. nowelizacja ustawy o elektromobilności. Władze niektórych miast podeszły do tego zadania z ociąganiem, inne - z pełnym zaangażowaniem. Do tej drugiej grupy należy Kraków, który postanowił, że wspomniana strefa obejmie cały obszar stolicy Małopolski, a nie tylko jej historyczne centrum.
To nie spodobało się aktywistom, walczącym z, jak to nazywają - "ekorewolucją". Co ciekawe, mogą oni liczyć na wsparcie niektórych samorządowców. W jednym z lokalnych czasopism trafiłem na rozmowę z radnym, który przestrzega przed skutkami uchwały, pochopnie, jego zdaniem, przegłosowanej przez Radę m. Krakowa.
Nie zamierzam się tu wdawać w jakiekolwiek spory na tle politycznym, w populistyczne pyskówki, odwołujące się do rzeczywistych lub wydumanych "ideologii". Stawiam na logikę, fakty i konkretne dane. A sytuacja wygląda następująco. Od 1 lipca 2024 r. po Krakowie nie będą mogły poruszać się samochody, nie spełniające normy emisji spalin Euro 1 (auta benzynowe) lub Euro 2 (diesle).
Oznacza to szlaban dla pojazdów wyprodukowanych odpowiednio przed 1992 i 1996 r. Według wspomnianego samorządowca, takich 31- i 27-letnich wehikułów w samym tylko Krakowie jest obecnie około 15 000. Ciekawe, skąd pan radny zaczerpnął ową liczbę? Czyżby z wykpiwanych, niewiarygodnych statystyk systemu CEPiK, wedle których po Polsce wciąż jeżdżą dziesiątki tysięcy Syren, Trabantów, małych i dużych Fiatów?
Okres przed rokiem 1992 to także epoka Volkswagena Golfa "dwójki", Opla Kadetta, pierwszej generacji Astry, Forda Escorta... Jako żywo w okolicach Wawelu ani wyżej wymienionych modeli, ani reliktów PRL się zbyt często nie widuje. A może kluczowe jest tu słowo "jeżdżą" i należałoby tu poczynić rozróżnienie pomiędzy samochodami faktycznie użytkowanymi, a wrakami, zalegającymi podwórka, garaże, szopy i pobocza?
Od lipca 2026 zasady rządzące krakowską SCT zostaną zaostrzone. Do strefy, czyli całego miasta, nie będą miały wstępu samochody wyprodukowane przed 2000 r. (z silnikami benzynowymi) lub 2010 (z jednostkami wysokoprężnymi). Czyli, uwaga, wówczas co najmniej 26- lub 16-letnie. Według radnego, takich aut jeździ dziś po mieście ok. 130 tysięcy, a więc, cytuję, "jedna czwarta wszystkich!"
I dalej: "Jeśli założymy, że koszt wymiany samochodu na nowocześniejszy to ok. 10 tys. zł, oznacza to, że mieszkańcy będą musieli wydać na wymianę samochodów ok. 1,5 mld zł!" Taka kwota na zwykłym zjadaczu chleba robi wrażenie, ale tak naprawdę z daleka trąci demagogią. Równie dobrze można by przecież policzyć, ile pieniędzy krakowianie wydają rocznie na zakup telewizorów, lodówek czy... piwa. Też na pewno sporo.
Poza tym od lat wiadomo, że choć nie jesteśmy najbiedniejszym w Europie społeczeństwem, to mamy jeden z najstarszych parków samochodowych (niezależnie od autentyczności danych przytaczanych w omawianym wywiadzie). Może wymogi związane z wprowadzeniem SCT staną się impulsem do zmiany tego stanu rzeczy?
Ostatniego akapitu zapisu rozmowy z radnym, zatroskanym smutnym losem zmotoryzowanych krakowian, już zupełnie nie rozumiem. Czytam mianowicie, że "uchwała [dot. SCT] dotyczy nie tylko pojazdów mieszkańców, ale też tych, które do miasta wjeżdżają, np. dowożąc do pracy w Krakowie pracowników przedszkoli, szkół czy szpitali albo realizują dostawy do sklepów czy na targowiska. Jej wejście w życie może doprowadzić do dużego chaosu komunikacyjnego i kryzysu gospodarki miejskiej."
Kryzys, chaos... To brzmi groźnie. Jednak jakoś nie potrafię przejąć się dramatem nauczycielki, która zamiast ponad 30-letnim, rozlatującym się samochodem osobowym, będzie musiała dojeżdżać do pracy komunikacją publiczną. Poza tym tak niedawno powszechnie narzekano, że codziennie z okolicznych miejscowości wjeżdża do Krakowa ponad 250 tysięcy aut, korkując ulice i zanieczyszczając powietrze. I zastanawiano, jak skutecznie zamknąć miasto przed zmotoryzowanymi "obcymi". No to jest szansa, że istnienie strefy czystego transportu przynajmniej częściowo ograniczy ów napływ.
CLACSON