Czy, jeżdżąc samochodem po Polsce, zwracacie uwagę na charakterystyczne, porośnięte drzewami i krzewami wiadukty nad drogami szybkiego ruchu, często nadzwyczaj szerokie i zaskakująco masywne? Chyba każdy wie, że są to specjalne przesmyki dla zwierząt. Ja jednak poczytałem nieco więcej na ten temat i muszę przyznać, że mam po tej lekturze mieszane uczucia...
Dowiedziałem się, że na krajowych drogach istnieje około 5000 różnego rodzaju przejść dla zwierząt. Zdecydowana większość z nich to przepusty dla płazów i tunele, z których korzystają również ludzie, psy, koty, krowy czy konie. Są to wszystko tak zwane przejścia dolne. Wspomnianych na wstępie przejść górnych mamy nieco ponad 200.
Przejście dla zwierząt nad drogą ekspresową S5 w woj. kujawsko-pomorskim (zdjęci tytułowe) i nad drogą ekspresową S19 - okolice Zdziar. Fot. GDDKiA
Z moich obserwacji wynika, że na polskich autostradach i ekspresówkach widuje się je znacznie częściej niż w państwach "starej" Unii, co nie jest jednak przejawem nadzwyczajnej troski o rodzimą faunę, lecz, paradoksalnie, efektem naszych wieloletnich zapóźnień cywilizacyjnych. Po prostu Europa Zachodnia zbudowała swoją infrastrukturę komunikacyjną znacznie wcześniej niż my, jeszcze przed wejściem w życie przepisów, nakazujących szczególnie chronić środowisko naturalne.
Nowoczesne drogi służą zmotoryzowanym i gospodarce, ale, przecinając lasy, łąki i pola, utrudniają życie dzikiej zwierzynie. Trzeba jej pomóc. Dodajmy, że przejścia nie są sytuowane przypadkowo, lecz lokalizowane na podstawie wskazań przyrodników.
Cóż, ja też kocham zwierzęta, więc do tej chwili wszystko się zgadza i jestem za. Wątpliwości rodzą się dopiero, gdy spojrzeć na finansowy aspekt szczytnych, proekologicznych działań. Do myślenia daje już pewien fragment z tekstu zamieszczonego przed kilku laty na stronie internetowej Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Czytamy mianowicie, że przejścia "muszą spełniać wszystkie wymogi przepisów prawa budowlanego. (...) Z tego też powodu (...) w większości przypadków są wykonywane w tej samej technologii oraz z takich samych materiałów co pozostałe drogowe obiekty inżynierskie."
A to oczywiście oznacza duże wydatki. Według informacji GDDKiA, zbudowanie górnego przejścia dla zwierząt (niektóre z nich mają nawet ponad 50 metrów szerokości) kosztuje średnio 11 mln zł. To dane z 2019 r., więc dzisiaj ta kwota byłaby z pewnością znacznie, znacznie wyższa. Tak czy inaczej ceny wyrażone w milionach zawsze działają na wyobraźnię.
Ale niechby tam, zwłaszcza jeśli przy okazji poprawiamy bezpieczeństwo narażonych na groźne kolizje użytkowników dróg. Gorzej, jeśli zestawimy owe ogromne pieniądze z rzeczywistym wykorzystaniem budowanych za nie obiektów.
Trzyletnie badania, przeprowadzone na piętnastu przejściach dla dużych zwierząt na odcinku autostrady A4, biegnącym przez Bory Dolnośląskie, wykazały, że na tych górnych pojawiało się w każdym roku średnio ok. 1700 dzikich ssaków kopytnych.
1700 sztuk rocznie... Dla uproszczenia rachunku załóżmy, że 2000. W ciągu 20 lat - 40 000. Jeżeli podzielimy 11 000 000 (średni koszt z 2019 r. budowy wiaduktu dla zwierząt) przez 40 000, okaże się, że za każde przetuptanie zwierzęcia w okresie dwóch dekad nad drogą podatnicy zapłacili 275 zł. Prawie trzy stówki, by jeleń mógł sprawdzić, czy po drugiej stronie nie ma smaczniejszej trawy albo fajniejszych łani. I pomyśleć, że kierowcy psioczą na rzekomo horrendalne opłaty za przejazd "a-czwórką" na trasie Katowice - Kraków...
Więcej felietonów Clacsona znajdziesz TUTAJ.