UE łagodzi normy CO2. Producenci samochodów odetchną, ale klimat…
Strasburg dał zielone światło. Po burzliwych debatach Parlament Europejski przegłosował złagodzenie norm emisji CO2 dla producentów aut. Decyzja ma zapobiec karom sięgającym 15 mld euro, ale wywołuje gorące spory. Czy to ratunek dla europejskiej motoryzacji, czy odwlekanie nieuniknionego?

Więcej czasu
Europejscy giganci motoryzacyjni od miesięcy alarmowali: surowe normy emisji CO2, które miały obowiązywać od tego roku, grożą gigantycznymi karami. Powód? Cele zakładały znaczny wzrost sprzedaży aut elektrycznych, a tu Europa wyraźnie przegrywa wyścig z Chinami i USA. Tymczasem wczoraj europosłowie zdecydowali: producenci dostaną więcej czasu. Zamiast oceny wyłącznie na podstawie emisji z 2025 roku, branża będzie mogła wykazać się średnią z lat 2025–2027. Za zmianą głosowało 458 parlamentarzystów, przeciw – 101.
Kary, które przerażały branżę
„To nie jest kapitulacja, ale realistyczne podejście” – komentują unijni dyplomaci. Fakty są jednak bezlitosne: mimo okresu przejściowego europejskie koncerny wciąż nie nadążają za konkurentami. Podczas gdy Tesla czy BYD zalewają rynki tanimi elektrykami, Volkswagen, Stellantis czy BMW wciąż zmagają się z wysokimi kosztami produkcji i opóźnieniami w dostawach baterii. Efekt? Według szacunków branży, kary za przekroczenie norm mogłyby sięgnąć nawet 15 mld euro już w 2025 roku.
– Dłuższy okres dostosowawczy wciąż oznacza obciążenie, ale przynajmniej mamy szansę uniknąć finansowej katastrofy – przyznaje anonimowo menedżer jednego z niemieckich koncernów.
Von der Leyen: „Przestrzeń oddechowa”
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen określiła zmianę jako „niezbędną przestrzeń oddechową” dla przemysłu. Jednak organizacje ekologiczne i część polityków nie kryją oburzenia. – Mieli siedem lat na przygotowania. Teraz znów grają pod publikę, strasząc wysokimi karami – grzmi Franziska Achterberg z Transport & Environment. – Szacunki 15 mld euro to mocno naciągane liczby. To lobbing w czystej postaci – dodaje.
W tle wciąż brzmią echa skandalu dieselgate i pytań o rzeczywiste zaangażowanie branży w zieloną transformację. Czy złagodzenie norm to faktycznie „ostatnia szansa”, czy kolejne ustępstwo wobec potentatów?
Volkswagen: „2025 i tak będzie trudny”
Nawet z nowymi zasadami producenci nie mają lekko. Volkswagen przyznał w zeszłym tygodniu, że rok 2025 będzie „okresem przejściowym pełnym wyzwań”. Chodzi m.in. o konieczność zwiększenia udziału EV w sprzedaży do 20-25% – cel, który wymaga miliardowych inwestycji.
Tymczasem unijny plan Fit for 55, zakładający redukcję emisji CO2 o 55% do 2030 roku, wciąż wisi nad branżą jak miecz Damoklesa. Czy złagodzenie norm to sygnał, że Bruksela traci wiarę w szybką elektryfikację? A może próba pogodzenia ekologii z gospodarczą rzeczywistością?
Dwie strony medalu
Decyzja PE to dwie strony medalu. Z jednej – uniknięcie kar daje koncernom czas na reorganizację łańcuchów dostaw i obniżkę cen EV. Z drugiej – opóźnia moment, w którym branża musi stanąć do prawdziwej walki z azjatyckimi gigantami. Jak zauważają analitycy: „Jeśli Europa nie przyspieszy, nawet trzy dodatkowe lata nie uratują jej pozycji”.
Źródło: Reuters