Jeden z moich znajomych, dość majętny przedsiębiorca, jest zdeklarowanym miłośnikiem SUV-ów. Regularnie je zmienia, leasingując kolejne modele. Aktualnie jeździ Volkswagenem Tiguanem, ale już przymierza się do przesiadki na Audi Q5.
Zapytany o przyczyny sympatii do akurat tego typu pojazdów mówi, że ma problemy z kręgosłupem, a do SUV-a wsiada się wygodniej niż do limuzyny. Wyższa pozycja za kierownicą zapewnia mu ponadto lepszą widoczność z wnętrza auta i daje wrażenie, nazwijmy to, panowania na drodze, a przez to poczucie większego bezpieczeństwa. Pokaźniejszy prześwit ułatwia wjeżdżanie na krawężniki i chroni podwozie przed uszkodzeniami na dziurach w jezdni.
Nic zaskakującego. Po te argumenty sięga przecież większość użytkowników SUV-ów. Niektórzy wspominają jeszcze o bardziej "bojowym", "męskim" wyglądzie takich samochodów, podkreślanym choćby przez masywne zderzaki czy plastikowe nakładki na progach i nadkolach. I nieważne, że tak stylizowane wozy mają zazwyczaj napęd tylko na jedną oś i prawie nigdy nie opuszczają asfaltu...
Staram się szanować cudze upodobania, doceniam wymienione wyżej zalety SUV-ów, ale widzę również ich całkiem liczne wady.
SUV-y są wyraźnie droższe od swoich klasycznych odpowiedników, reprezentujących tę samą markę i, pod względem cech funkcjonalnych, ten sam segment. Przestronnością kabiny często ustępują hatchbackom, a wielkością bagażników - kombi. Większe rozmiary ogumienia, większe spalanie, ceny przeglądów, przekładają się na wyższe koszty eksploatacji. Pudełkowata budowa, duża powierzchnia czołowa, wysokość nadwozia, skutkują nie tylko pogorszeniem właściwości aerodynamicznych, lecz także podatnością na boczny wiatr i gorszym wyciszeniem wnętrza. Duża masa, jej rozkład i proporcje auta, utrudniają prowadzenie, zwłaszcza na krętych drogach, psując humor kierowcom, szukającym przyjemności z jazdy.
Minusów dałoby się wskazać zapewne jeszcze więcej, ale po co? Wszak chłodna kalkulacja i zdrowy rozsądek przegrywają z emocjami i modą, podsycaną umiejętnie przez koncerny motoryzacyjne w imię wyjątkowo dużych zysków, które zapewnia produkcja i sprzedaż SUV-ów oraz crossoverów. Taka strategia kłóci się z oficjalnie wyrażaną troską o ochronę klimatu i środowiska naturalnego. Sprzeczność tę dostrzegają autorzy alarmistycznych w tonie raportów organizacji pozarządowych, jednak nie trzeba być ekspertem, by dostrzec oczywistą zależność: im cięższe samochody, tym większe zużycie surowców i energii w fabryce, a później paliwa na drogach, co oznacza większą emisję spalin, gazów cieplarnianych itp.
Zaczynają to rozumieć również przedstawiciele władz. Oto na 4 lutego zaplanowano referendum, w którym mieszkańcy Paryża mają wyrazić swoją opinię na temat proponowanej zmiany stawek za parkowanie w stolicy Francji. Użytkownicy SUV-ów, nie wyłączając tych elektrycznych, mieliby płacić więcej niż pozostali zmotoryzowani. Jednym z celów zróżnicowania wysokości opłat jest zniechęcenie do kupowania pseudoterenówek. Czy to się uda?
WSZYSTKIE FELIETONY CLACSONA TUTAJ.