Z początkiem roku na stacjach paliw w Polsce pojawiła się benzyna oznaczona symbolem E10, zastępująca dotychczas sprzedawaną E5.
Podwojenie maksymalnej procentowej zawartości biokomponentów w paliwie, bo do tego odnoszą się cyfry widniejące przy literze E (zgoda, 10 to już liczba, nie cyfra), niektórzy nazywają wręcz rewolucją. Ton komentarzy jest jednak na ogół uspokajający, przy czym eksperci skupiają się przede wszystkim na kwestiach technicznych.
Wyjaśniają, czy wspomniana zmiana wpłynie na kondycję samochodów, żywotność silników i ich osprzętu. Podobno nie mamy się czego obawiać. To dobrze, ale myślę, że wielu kierowców chciałoby się dowiedzieć, do czego właściwie jest nam potrzebna ta cała "rewolucja"?
Wprowadzając przed laty dodatki pochodzenia roślinnego do paliw płynnych przekonywano, że w ten sposób zmniejszymy zależność Europy od importu ropy naftowej z innych, niestabilnych zazwyczaj części świata. Czy to się udało? Chyba nie za bardzo, skoro rynek wciąż reaguje bardzo nerwowo na decyzje podejmowane przez naftowych potentatów w państwach arabskich a także, do wybuchu wojny z Ukrainą - w Rosji.
Można byłoby też oczekiwać, że sięgnięcie po surowce odnawialne, a takimi są przecież płody rolne, przyczyni się do zmniejszenia rachunków, które płacimy przy dystrybutorach. Niestety, nadzieje te okazują się płonne, ponieważ paliwo z udziałem biokomponentów jest droższe w produkcji od tego klasycznego.
Skoro nie polityka i ekonomia, to może ekologia? Faktycznie, w informacjach medialnych przewija się pojęcie tzw. śladu węglowego, który w przypadku biopaliw ma być zdecydowanie ograniczony. Również ten argument wydaje się wątpliwy.
Podróżując samochodem po Europie jeździ się dziś wśród pól rzepaku i kukurydzy, uprawianych na potrzeby przemysłu paliwowego. Nie jesteśmy jednak pod tym względem samowystarczalni. Surowiec do produkcji biokomponentów trzeba sprowadzać z innych kontynentów.
Organizacje ekologiczne od dawna alarmują, że gwałtowny wzrost popytu na dodawany do paliw olej palmowy spowodował równie gwałtowne powiększanie areałów upraw roślin, potrzebnych do jego pozyskiwania. To z kolei prowadzi do masowej wycinki lasów tropikalnych, pochłaniających dwutlenek węgla, obwiniany za szkodliwe zmiany klimatyczne na Ziemi. Ocenia się, że per saldo, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, średnia emisja CO2 z biodiesla jest o 17 proc. wyższa niż emisja tego gazu z paliw kopalnych.
Dlatego Unia Europejska wprowadza przepisy, mające ograniczyć import oleju palmowego. Efektem jest ogromny wzrost zapotrzebowania na soję, powodujący równie niekorzystne zmiany w środowisku, oraz pięciokrotne w ostatnich kilku latach zwiększenie importu zużytego oleju kuchennego (głównym jego dostawcą są Chiny, to a propos uniezależniania się od niepewnych partnerów). Zużyty? Jadalny? Pochodzący z gastronomii? Istnieją uzasadnione podejrzenia, że mamy tu do czynienia z manipulacją podobną do nazywania zboża napływającego do Polski z Ukrainy "zbożem technicznym".
Oleje dodaje się do biodiesla, do benzyny - bioetanol. Produkowany ze wspomnianej już kukurydzy, a także m.in. z pszenicy i buraków cukrowych. Wykorzystanie tych roślin w biopaliwach wywiera presję na środowisko i światowe ceny żywności.
Pamiętajmy o tym, wlewając do baków nowe, "rewolucyjne" i rzekomo tak ekologiczne paliwo...
CLACSON
Wszystkie felietony Clacsona znajdziesz TUTAJ.