Przed pół wiekiem, 6 czerwca 1973 r., w zakładach w Bielsku Białej zmontowano, z włoskich części, pierwszego fiata 126, oznaczonego literką "p". Przez ładnych parę lat byłem użytkownikiem takiego pojazdu. I wciąż nie rozumiem kultu, jakim się go otacza, bowiem tak wynoszony dzisiaj pod niebiosa maluch składał się niemal wyłącznie z wad i stanowił jedynie nędzną namiastkę samochodu.
Czego oczekujemy od auta? By było wystarczająco komfortowe, bezpieczne, przyzwoicie wyposażone, niezawodne, zapewniało jako takie osiągi i choć odrobinę przyjemności z prowadzenia. Maluch przy rozstawie osi wynoszącym zaledwie 1840 mm (dla porównania, smart fortwo III - 1873 mm, kia picanto III - 2400 mm) był wehikułem potwornie ciasnym. Zajęcie miejsca na tylnej kanapie wymagało nie lada gimnastyki, a podróżowanie w tej części kabiny było dla osób dorosłych istną mordęgą. Obleczone nieprzyjemnym skajem fotele powszechnie przykrywano pokrowcami lub matami, wykonanymi z koralików, emitujących w upale ostrą, chemiczną woń lakieru. Doskonale pamiętam też nieustanne perypetie z odklejającą się, spadającą na głowę podsufitką. Wyposażenie? Jeżeli na jego listę wpiszemy kierownicę, wycieraczki, lampkę oświetlającą wnętrze, dźwignię kierunkowskazów itp., to owszem, było. Bagażnik miał pojemność 125 litrów i w gruncie rzeczy należałoby go raczej nazywać schowkiem.
Od pewnego młodego miłośnika motoryzacji usłyszałem niedawno, że dla niego prawdziwe samochody, to te z conajmniej trzylitrowymi i trzystukonnymi silnikami. Przypomnijmy, że fiata 126p napędzał dwucylindrowy motorek o pojemności (zależnie od okresu produkcji i typu) 0,6-0,7 l, mocy 22-25 KM i maksymalnym momencie obrotowym, wynoszącym około 40 Nm. Przy takich parametrach nawet daewoo tico mogłoby się wydawać bolidem Formuły 1.
Maluch z lat 1977-2001 rozpędzał się maksymalnie do 105 km/godz., w ciągu nieco poniżej... minuty. Tak, producent auta określał czas przyspieszenia od 0 do 100 km/godz. na... 48 sekund! Z drugiej strony, nabywców owego pojazdu tego rodzaju dane niespecjalnie interesowały. Bardziej przejmowali się zużyciem paliwa, wbrew pozorom wcale nie tak małym.
Fiat 126p słabo przyspieszał, ale też bardzo słabo hamował. Jego reflektory nie zapewniały minimum bezpieczeństwa na drodze. Podobnie jak odporność konstrukcji nadwozia na ewentualne zderzenia. Aż strach pomyśleć, że, mogliśmy do czegoś takiego wsiadać. Do tego z dziećmi.
Podobno coś, co jest proste w budowie, nie może się zepsuć. Maluch zaprzeczał tej mądrości ludowej, bowiem psuł się na potęgę. Ech, ten nawalający palec rozdzielacza, rozpadająca się kopułka aparatu zapłonowego, zapychający się gaźnik, zrywający pasek klinowy, wiecznie niesprawny, prymitywny termostat, zrywająca się linka rozrusznika, skutkująca wspominaną z takim rozrzewnieniem koniecznością zapalania auta, od tyłu, za pomocą kija... Ja nie tęsknię do tej upokarzającej czynności. Podobnie jak do regularnych wizyt u mechanika w celu przesmarowania zwrotnic.
Fiat 126p nie tylko się psuł, ale też bardzo szybko rdzewiał. Przezorny właściciel od razu po zakupie tego cuda oddawał je do konserwacji. Pokrycie podwozia śmierdzącą czarną mazią niewiele pomagało. Błyskawicznie korodowały progi i nadkola. W moim egzemplarzu już po kilku latach wypadły dziury na podszybiu.
No dobrze, koniec ze znęcaniem się nad nieszczęsnym maluchem. Nawiasem mówiąc, ten kto wymyślił i rozpowszechnił ten przydomek był arcymistrzem marketingu. Określenie "maluch" sugeruje bowiem, że mamy do czynienia z dzieckiem, któremu można i należy wiele wybaczyć, bo kiedyś wyrośnie z niego prawdziwy, "dorosły" samochód. Tak jak brzydkie kaczątko przekształci się w pięknego łabędzia
Mówi się, że fiat 126p zmotoryzował Polskę. Być może, ale odbywało się to w mękach. Zaznaczmy od razu, że wybór akurat tego modelu został przyjęty przez łaknące zmotoryzowania społeczeństwo z niejakim rozczarowaniem, bowiem liczono na zakup licencji na produkcję znacznie dojrzalszego fiata 127. Poza tym samochód był relatywnie bardzo drogi, kosztował ponad trzydzieści ówczesnych pensji, a i tak pozostawał w tej cenie dostępny jedynie dla zwycięzców najróżniejszych loterii oraz wybrańców, obdarzanych przez miłościwą władzę talonami, pozwalającymi na zakup auta. Wszystkich poza garstką szczęśliwców obowiązywał skomplikowany system zapisów i przedpłat, skazujący na wieloletnie oczekiwanie na auto w kolejce.
Fiat 126p. Naprawdę nie ma za czym tęsknić...
CLACSON