Stellantis nadal bez prezesa. Ogromna odprawa dla byłego szefa
Jacek JureckiAutor
Koncern Stellantis, jeden z największych graczy w globalnym przemyśle motoryzacyjnym, wciąż pozostaje bez prezesa po niespodziewanym odejściu Carlosa Tavaresa w grudniu 2024 roku. Jak informują źródła agencji cytowanych przez Bloomberg i Reuters, lista kandydatów do objęcia sterów koncernu została zawężona do pięciu nazwisk. Trwa intensywny proces selekcji, który ma zakończyć się niebem.

Kandydaci to mężczyźni
Wśród kandydatów wymienia się dwóch menedżerów z wewnętrznych struktur Stellantisa – Antonio Filosę, obecnego szefa działalności w Ameryce Północnej, oraz Maxime’a Picata, który nadzoruje dział zakupów. Poza tym zarząd prowadzi rozmowy z trzema kandydatami zewnętrznymi, których tożsamości nie ujawniono. Według doniesień medialnych, wszyscy kandydaci to mężczyźni.
Stellantis musi znaleźć lidera na trudne czasy
Przed nowym CEO stoją potężne wyzwania. Stellantis zmaga się z wieloma kryzysami: od spadającej sprzedaży w Europie i Ameryce Północnej, przez opóźnienia w premierach nowych modeli, aż po rosnącą presję związaną z transformacją w stronę elektromobilności. Dodatkowo w kwietniu ogłoszono czasowe wstrzymanie produkcji w fabrykach w Kanadzie i Meksyku oraz zwolnienia obejmujące 900 pracowników w USA.
Tymczasowo obowiązki prezesa pełni przewodniczący rady nadzorczej John Elkann, który wczoraj, podczas walnego zgromadzenia zapewnił, że decyzja o nowym szefie zapadnie w najbliższych tygodniach.
Ogromna odprawa dla Carlosa Tavaresa – inwestorzy mówią "dość"
Odejście Carlosa Tavaresa nie tylko pozostawiło firmę bez lidera, ale też wywołało burzę wśród inwestorów. Głównym powodem jest gigantyczna odprawa i pakiet bonusów, który ma otrzymać były CEO. Łączna kwota świadczeń może wynieść aż 23,1 mln euro (czyli ok. 26,2 mln dolarów), mimo że jego kadencja zakończyła się spektakularną porażką – spadające wyniki finansowe, pogarszające się relacje z dealerami i dostawcami, a także konflikt z europejskimi politykami i związkami zawodowymi.
Organizacje takie jak Allianz Global Investors oraz niezależne firmy doradcze – m.in. Proxinvest i ISS (Institutional Shareholder Services) – zaapelowały do akcjonariuszy o odrzucenie raportu wynagrodzeń przedstawionego przez zarząd podczas walnego zgromadzenia. Jak podkreślił szef Proxinvest, Charles Pinel, „nie można wypłacać odprawy menedżerowi, który doprowadził firmę do kryzysu”.
Wynagrodzenie Tavaresa od lat budziło kontrowersje
To nie pierwszy raz, kiedy pensja Carlosa Tavaresa wzbudza emocje. Już w 2022 roku akcjonariusze Stellantisa odrzucili jego pakiet wynagrodzeń w głosowaniu konsultacyjnym. W 2023 roku jego zarobki sięgnęły rekordowych 36,5 mln euro. Allianz Global Investors nazwało obecny pakiet „nadmiernie hojnym” i „oderwanym od rzeczywistości”, szczególnie w kontekście słabnących wyników firmy i zwolnień w zakładach produkcyjnych.
ISS zwróciła uwagę, że propozycja dalszego zwiększenia puli na długoterminowe premie dla menedżerów jest nieuzasadniona. Organizacja stwierdziła wprost, że „nie wiadomo, na jakiej podstawie firma uważa, że kolejny wzrost wynagrodzeń jest niezbędny do przyciągnięcia nowego CEO”.
Dodatkowo, Proxinvest rekomendował głosowanie przeciwko przedłużeniu mandatu niektórym członkom rady nadzorczej, w tym Fionie Clare Cicconi – menedżerce z Google, reprezentującej pracowników Stellantisa. Zdaniem organizacji, nie powinna ona pełnić tej funkcji, ponieważ nie jest zatrudniona w koncernie.
Stellantis w kryzysie – potrzeba silnego lidera
Nowy prezes Stellantisa będzie musiał szybko odbudować zaufanie inwestorów, poprawić relacje z partnerami biznesowymi i przedstawić jasną strategię dotyczącą elektromobilności i przyszłości marki w obliczu globalnych wyzwań. Firma wciąż nie zaktualizowała swoich prognoz finansowych na 2025 rok, a wyniki z pierwszego kwartału – szczególnie w USA, gdzie dostawy spadły aż o 20% – nie napawają optymizmem.
Czy nowy szef – wewnętrzny kandydat znający realia firmy, czy też zewnętrzny lider z świeżym spojrzeniem – zdoła wyprowadzić Stellantisa na prostą? Czas pokaże, ale już teraz widać, że przed nim nie tylko zarządzanie koncernem, ale też gaszenie pożarów pozostawionych przez swojego poprzednika.
Źródła: Bloomberg i Reuters